sobota, 1 sierpnia 2020

O koguciku, który zapragnął wyruszyć w świat.



      Na niewielskiej wsi, nieopodal pięknego nadmorskiego miasta Kołobrzeg, przyszedł na świat śliczny kogucik. Ze względu na jego cudne upierzenie i niezwykłe oczy, które można śmiało porównać ze złotem ciepło mieniącym się w słonecznej kąpieli. Cóż to była za słodycz, zachwycona pomyślała właścicielka gospodarstwa.
- Marian, szybko, podejdź tutaj! Musisz go zobaczyć! - podekscytowanym głosem nawoływała męża. Marian, znał małżonkę, i wiedział, że jeśli coś ją, aż tak poruszyło, to musi to być zaiste jakaś niewiarygodna sprawa. Podszedł niepewnie do grzędy wypełnio0nej jajkami, przetarł oczy dwukrotnie i również oniemiał z zachwytu. Cudny ten Kogucik był. Czerwień, ciemna szmaragdowa zieleń mieszała się w sposób niezwykły z pomarańczem jakiej gospodarz dotąd nie widział. I te oczy! Mądrze obserwujące nowe otoczenie. Kugucik dumnie, bez lęku prężył małe, ptasie ciałko. Jakby gotowy na to co ma dalej nastąpić. Na przygodę, która go czeka.
- Marzenko, to jakiś cud. To wręcz niemożliwe, że wykluł się ze zwykłego kurzego jajka. Może jakiś dobry duch nam go podłożył. Kochana On nam przyniesie szczęście! Jestem o tym przekonany - zaklaskał gospodarz, i z radością wtulił się w żonę. Czuję, że to będzie dobry rok, nie sądzisz kochanie? - zapytał żony, nie oczekując odpowiedzi.
Żona Gospodarza nie słyszała ostatnich słów męża, bowiem już w głowie układała sobie wspaniały plan. Wiedziała, że ten mały urwis nie skończy na talerzu. Jego przeznaczeniem było odmienienie złej passy gospodarstwa. 

                                                                                           2 
     Mijał dzień za dniem. Kogucik rósł jak na drożdżach. Wraz z rozmiarem podążała jego wielka ambicja. Wszakże, pomimo dobrostanu w jakim żył, złotooki kogucik, głowę miał wypełnioną marzeniami o podróżach. Koniecznie chciał zobaczyć co skrywa się za wzgórzem, które podziwiał każdego ranka, zmuszony do codziennej pobudki całego gospodarstwa. O Zgrozo, musiał wstać przed świtem. Marzenka tłumaczyła wiele razy, że jeśli zaśpi, to krowy nie zostaną wydojone na czas, kury nie zostaną nakarmione, a Koń z głodu ze spokojnego ducha zmieni się w narowistego wierzchowca, z którym gospodarz sobie nie poradzi. Taka odpowiedzialność, nie była czymś co uszczęśliwiało dorastającego Kogucika, ale cóż zrobić. Obowiązki to obowiązki.
Kiedy był jeszcze pisklakiem, usłyszał rozmowę między Marzenką a Marianem. Marian opowiadał jej o wielkim morzu. Ponoć można na nim ujrzeć olbrzymie statki przewożące różności z całego świata. Ludzie kupowali, sprzedawali i wymieniali się nimi. Owo morze przy brzegu mieniło się błękitem i szmaragdem a im dalej , ku nieznanemu, tym stawało się ciemniejsze i zarazem mroczniejsze. Gospodarz mówił również o rozgrzanym piasku, który sprawiał wrażenie mienić się niczym złoto. 
Pamiętał również, że ta miejscowość do której należy się udać aby ujrzeć na własne oczy owe Morze, to Kołobrzeg. Ponoć pięknie położone miasteczko, słynące z pysznie przyrządzanych ryb i drewnianych kotwic. Kogucik nie wiedział czym jest kotwica, ale zastanawiał się jak można jeść inne zwierzęta, skoro w okół tyle pysznego ziarna. A fuj, pomyślał wtedy.
Od dawna marzyła mu się przygoda. Niestety nie mógł zrealizować swojego planu, bez odpowiedniego przygotowania. Potrzebował Mariana pantalonów i żółtej czapki z daszkiem. Jakżeby mógł wyruszyć w świat odziany tylko w kogucie piórka? Nie wyobrażał sobie tego. Chciał wyglądać na zdrowego i pewnego siebie koguta. Ze względu na owy cel, ćwiczył codziennie prężąc swe umięśnione ciałko każdego poranka, dbając tym samym o każdy najmniejszy mięsień. Wiedział, że musi być silny. Wszakże piękny się urodził
     Wczoraj odbyły się żniwa. W stodole zalega tona pszenicy, którą gospodarz będzie w odpowiednim czasie mielił na mąkę. Kogucik uwielbiał zapach świeżej pszenicy. Tymczasem z domostwa wyłoniła się Marzenka, niosąc w wielkiej misie pranie. Zatrzymała się przed sznurkami i zaczęła rozciągać na nich czyste i pachnące ubrania. Obserwując jej sprężyste ruchy, nagle Kogucik zauważył coś co przykuło jego uwagę w sposób szczególny. Ot co. Oczy zabłysły, a w głowie pojawił się chytry plan. Marzenka właśnie rozwieszała wymarzone pantalony i czapeczkę . To jest to. Cudownie - teraz tylko muszę poczekać na odpowiednią chwilę i będę mógł wyruszyć w świat - podśpiewywał sobie w maleńkiej główce, piękny kogucik. Marzenka wróciła do domu, a Kogucik rzewnym krokiem ruszył w kierunku wymarzonego łupu. Dobrze, że dużo ćwiczył, bo zwykły kogut by sobie nie poradził z tym zadaniem. Dopiero za piętnastym podskokiem udało mu się dosięgnąć dziubkiem pomarańczowego materiału, i czym prędzej ruszył w kierunku miejsca       w którym zamierzał ukryć swoje wymarzone skarby. Spodnie są, czapka jest. Mam już wszystko, zatem jutro ruszam! - z entuzjazmem wyszeptał do siebie Kogucik. Rozmarzonym wzrokiem objął swoje skarby i zasiadł na grzędzie. Wszakże wcześniejsza gimnastyka zmęczyła małego marzyciela.
                                                                                           3
        Mrok oddalał się nieuchronnie robiąc tym samym miejsce porankowi. Światło zaczęło się wyłaniać i ciepłe promienie słońca ogrzało koguci dziubek. Widział, że teraz albo nigdy. Biegnąc czym prędzej , tylko jeden raz odwrócił się w stronę gospodarstwa zastanawiając się, czy aby nie pożałuje swojej decyzji. Gdy kogucim oczom ukazał się widok, wspaniałego zielonego lasu, wątpliwości rozwiały się w mgnieniu oka.  Żwawym krokiem , odziany w pomarańczowe pantalony
 i ulubiony kaszkiet Mariana, kroczył dumnie młody kogucik, wyobrażając sobie wspaniałości które to czekają go, gdy tylko dotrze do celu.
      Następnego dnia, zupełnie zaskoczony, stanął oko w oko z watahą młodych psów. Co prawda pragnął przygód, ale nie sądził, iż czeka go walka o przetrwanie w tak szybkim czasie . Psy z pozoru wydawały się zaskoczone jego widokiem. Jeden z nich podbiegł ochoczo i zaczął szarpać pyszczkiem pomarańczowe pantalony, krzycząc tym samym  - hej, patrzcie, co za cudak. Pierwszy raz w życiu widzę takiego przebierańca. Ciekawe kto go tak odział - naśmiewał się w kierunku swoich towarzyszy. Po czym zaczęły mu wtórować pozostałe psy. Czując się kompletnie ośmieszony i postanowił nie okazać tego po sobie i dumnie wyprężył młodą pierś, mówiąc - Po pierwsze nie cudak. Mam imię, a po drugie proszę zostawić mnie w spokoju. Kto mi naprawi spodnie kiedy je rozszarpiecie? Zdobyłem je z takim trudem - próbował przekrzyczeć watahę. Ale to nie to było najgorsze dla młodego kogucika. Z głębi lasu wyłoniła się potężnie zbudowana sylwetka dorosłego osobnika. Jak się okazało, była to matka rozjuszonej sfory.
Ponuro spojrzała w kierunku swojego potomstwa i krzyknęła - banda stop! Szczeniaki usłyszawszy głos matki, stanęły dęba na tylnych łapach, po czym siadły równo w jednym rzędzie, czekając na kolejną komendę matki .
Widać, że wilczyca jest zmęczona daleką podróżą i marzy tylko o odpoczynku w ciszy, co jest nie lada wyzwaniem przy takiej ilości potomstwa. Oceniła wzrokiem małe kogucie ciałko i wiedząc, że  jest zbyt małe aby potomstwo mogło się posilić, nakazała odwrót  w stronę głębi lasu.  Zdumiony Kogucik pomyślał, że faktycznie musi wyglądać bardzo groźnie skoro nawet wielka wilczyca zobaczywszy go zrezygnowała z ataku. 
      Wędrował tak już kilka dni. Coraz bardziej wycieńczony. Już zaczęły go nachodzić myśli o powrocie, aż tu nagle las się zakończył. Na skraju zobaczył pięknie mieniącą się taflę wody...
- Czyżby to było owo morze o którym opowiadał Marian?  Oczy ze zdumienia o mały włos nie wypadły mu z oczodołów. Nietuzinkowy widok dodał energii wyczerpanemu ciału. Widział, że to nie pora na złe myśli. Jest bliski celu i nie może się poddać. To nie w jego stylu. Ruszył! Ahoj przygodo!